Papieska góra przemienienia
ks. Mariusz Niemiec
Ostatnia sobota miesiąca lutego była okazją do kolejnego spotkania w parafialnym kościele w Ustrzykach Górnych na Nowennie do św. Jana Pawła II i Matki Bożej. Uczestnicy tego nabożeństwa, wsłuchując się w Ewangelię z drugiej niedzieli Wielkiego Postu zostali zaproszeni na Górę Przemienienia.
Kaznodzieja odnosząc się do tego wydarzenia z życia Jezusa i Apostołów ukazał znaczenie modlitwy w życiu naszego Świętego Rodaka.
Jezus wyszedł z Apostołami spośród zgiełku świata „osobno na górę wysoką”. W Piśmie świętym góra jest typowym symbolem bliskości Boga. To miejsce w którym Bóg się objawia.
Tam, Jezus przemienił się wobec uczniów, ukazując im swoje prawdziwe boskie oblicze. To wydarzenie miało być dla uczniów umocnieniem na czas próby, jaką była dla nich zbliżająca się nieuchronnie Męka Mistrza.
Wiemy, że Karol Wojtyła, jako uczeń, później ksiądz, biskup i kardynał i także jako papież kochał chodzić po górach. Wędrował po górach jako turysta i narciarz. Rzadko sam, najczęściej w grupce przyjaciół lub z młodzieżą. Od początku lat pięćdziesiątych w górach pojawiał się niemal każdego roku, latem i zimą. Jako papież powracał w polskie góry w 1983 i 1997, a w 2002 roku oglądał je z pokładu śmigłowca.
Wojtyła spędzał każdą wolną chwilę w górach, bo jak twierdził tam były dobre warunki do skupienia, czytania Pisma świętego czy modlitwy. Wiedział, że to dobre miejsce, aby zbliżyć się do Boga.
Papież wiedział też, że tą górą, która daje bliskość Boga, jest modlitwa. Niesamowite w jego życiu było to, że kiedy się modlił to jakby wchodził na biblijną górę przemienienia. Potrafił się „wyłączyć”, nawet wtedy, gdy otaczało go mnóstwo ludzi.
W pamięci wielu ludzi pozostał obraz papieża odmawiającego brewiarz w katedrze na Wawelu. Relacje telewizyjne jak gdyby się zatrzymały, nikt nie komentował tego, co wiedzieliśmy, wszyscy w ciszy patrzyli przez pół godziny na modlącego się papieża.
Takie świadectwo o św. Janie Pawle II daje abp Mieczysław Mokrzycki w rozmowie z dziennikarzem KAI:
– Szczególny charyzmat, jakim Ojciec Święty się cieszył, wypływał właśnie z jego modlitwy. Tak jak człowiek odczuwa głód pożywienia, tak Ojciec Święty odczuwał głód obecności i bliskości Boga.
Ojciec Święty nigdy nie żałował czasu na modlitwę. Można powiedzieć, że Jego życie było modlitwą. Zaczynał od niej swój dzień. Jeszcze przed poranną toaletą, leżąc krzyżem w swojej sypialni, odmawiał cząstkę różańca. Potem szedł do kaplicy na rozmyślanie i modlitwę brewiarzową przed Mszą św. Właściwie przez cały dzień trwał w skupieniu, w stałej łączności z Panem Bogiem. Każdą chwilę wykorzystywał na modlitwę. Kiedy przechodził czy przejeżdżał na audiencję, zawsze trwał w milczeniu, nie można było mu przerywać, rozmawiać z nim, bo wiedzieliśmy, że się modli.
Jeśli dodać Liturgię Godzin, którą odmawia każdy duchowny, to cały ten program modlitewny zajmował wiele godzin. Przypomina to życie zakonnika kontemplacyjnego! Jak to możliwe, że św. Jan Paweł II miał jeszcze czas na pisanie tekstów, spotkania z ludźmi?
– Ojciec Święty był człowiekiem bardzo zdyscyplinowanym. Miał ścisły harmonogram dnia, którego się trzymał. Dlatego mógł tak wiele zrobić. Kiedyś, już w podeszłym wieku, gdy niektóre czynności wykonywał wolniej, trzeba było przesuwać pewne zajęcia. Na przykład Msza święta w ostatnich latach była o godzinie ósmej, a początkowo odbywała się o w pół do siódmej rano! Ks. Stanisław zaproponował kiedyś: „Może Ojciec Święty by coś opuścił?”. Jakieś modlitwy, lekturę książek… Papież odpowiedział: „Nie, bo to wszystko mnie trzyma”.
Patrząc na przykład życia św. Jana Pawła II, także i my jesteśmy zaproszeni by zostawiać zgiełk tego świata i wejść w świat modlitwy. To podczas niej stajemy duchowo przy Bogu. To ona potrafi nas przemieniać i daje umocnienie na trudne chwile naszego życia. Niech Wielki Post będzie okazją by na nowo podjąć ten wysiłek wchodzenia na naszą górę przemienienia.